Historia Turniejów WTK

Geneza

Pomysł na organizację turniejów ulicznych zrodził się dość spontanicznie. WTK założyło swoją drużynę i dzięki temu zawodnicy z towarzystwa mieli okazję rywalizować z innymi koszykarzami w czasie zimy, wiosny i jesieni. Lato było za to czasem zdominowanym przez grę na świeżym powietrzu. Założycieli WTK można było spotkać na ołtaszyńskim boisku każdego dnia. Nie tylko zresztą ich. Był czas, że na Ołtaszynie regularnie zjawiało się po 20 osób i grano na cztery drużyny. Jak ktoś się spóźnił to musiał nieraz bardzo długo czekać na swoją szansę. Takie to były piękne czasy. Mecze na boisku przy ul.Obrońców Poczty Gdańskiej były zazwyczaj zacięte i każdy podchodził do nich na poważnie. Brakowało im jednak jakiejś stawki - pewnej rangi, która powodowałaby, że zwycięstwa przynosiłyby coś więcej niż wieczorną satysfakcję. W mieście odbywały się co prawda rozgrywki streetball’owe, ale były do głównie turnieje na jeden koszt rozgrywane systemem 3na3, gdzie zamiast polotu liczyła się siła mięśni.

Bodźcem, który zachęcił założycieli WTK do organizacji własnej imprezy był inny turniej. Latem 2002 roku rozgrywki osiedlowe na pełnowymiarowym boisku na Hubach zorganizował ksiądz z tamtejszej parafii. Dosyć przypadkowo udział w nich wziął - jako gracz zaproszony do jednej z drużyn – Krzysztof Kopertyński. Przyjaciele z WTK przyszli mu kibicować i jego drużyna zdobyła srebrny medal. Był to pierwszy medal zdobyty przez kogoś z WTK. Tego samego dnia czwórka przyjaciół spotkała się, jak co dzień, na wieczornym browarku i rozmarzyła o tym, jak to fajnie byłoby takie medale wygrać razem. Pojawiło się pytanie: „ale gdzie?”. Takich turniejów po prostu nie było, a jak nawet gdzieś były to nikt o nich nie słyszał. Pomyślano, że może ksiądz z wojszyckiej parafii też chciałby taki turniej zorganizować. Następnym ruchem była zatem wizyta u księdza. Proboszcz oznajmił, że owszem zawsze będzie popierał takie inicjatywy i chętnie ufunduje medale, ale organizacją koledzy z boiska będą musieli się zająć sami. I tak to się zaczęło...

Turniej Koszykówki Ulicznej WTK 2002

Po wizycie u księdza wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Założyciele WTK złapali wiatr w żagle i od razu ruszyli z organizacją. Najpierw zrobili listę osób, które mogą pomóc. Następnie złapali za telefony i ruszyli w teren w poszukiwaniu sponsorów. Wszystko było robione na wariackich papierach – a w zasadzie  bez papierów. Organizatorzy odwiedzili Grzegorza Schetynę – wtedy jeszcze prezesa koszykarskiego Śląska Wrocław. On z kolei nakierował ich na panią Aldonę Młyńczak, która okazała się osobą bardzo uczynną. Pomogła m.in. zdobyć dofinansowanie z Rady Osiedla . Udało się zachęcić do współpracy pana Sztabę, właściciela firmy Budoskład Sztaba. Drobne kwoty wyłożyły też Okna Barys i salon samochodowy Wojtanowicz. Tym sposobem udało się zgromadzić budżet. Za chwilę drukowano plakaty, zapraszano drużyny, załatwiano zezwolenia, zamawiano sędziów, puchary i medale, zakupiono koszulki dla wszystkich graczy i robiono na nich logotypy WTK. Były to dwa tygodnie pracy na pełnych obrotach.

Na turnieju stawiło się 12 zespołów. Głównie znajomi, znajomi znajomych i ekipy z WRONBA. WTK też wystawiło swoją drużynę. Przy ołtaszyńskim boisku ustawiono sprzęt grający, z którego poleciały murzyńskie rytmy typowe dla klimatu streetball’i z Ameryki. Rozgrywki toczyły się przez dwa dni. Jak na pierwszą edycję poziom był całkiem wysoki. Mecze były dosyć wyrównane. Pogoda dopisywała. Cały czas świeciło słońce. Temperatura nie schodziła poniżej 25 stopni C. Drużyna WTK spisywała się nieźle. Po trzech kolejnych zwycięstwach awansowała do półfinału. Wydawało się, że jest szansa na zdobycie wymarzonego medalu. Na drodze stanął jednak zespół zebrany przez dwóch innych graczy WTK Crew – Marcina Musielak i Darka Polickiego. Ekipa Kuźniki prezentowała wyjątkowo wysoki poziom. W jej składzie było dwóch graczy z młodzieżowej drużyny Śląska Wrocław. Jeden o pseudonimie Abdul dominował pod koszem, drugi natomiast niesamowicie dryblował, wchodził pod kosz i rzucał z dystansu. Zawodnikiem tym był Kamil Chanas. Jak się potem okazało chłopak ten zrobił dużą karierę w zawodowej koszykówce. Grał w pierwszej drużynie Śląska Wrocław, Anwilu Włocławek i Turowa Zgorzelec. Był też powoływany do pierwszej reprezentacji Polski. Na turnieju WTK razem z Abdulem byli nie do zatrzymania. Mimo mniejszych umiejętności gracze WTK przez pierwszą połowę grali z przeciwnikiem jak równy z równym. W drugiej nie dali jednak rady silniejszemu rywalowi i musieli się pocieszyć meczem o brąz. Tu czekał na nich przegrany z drugiego półfinału, zespół Rico. Zdeterminowana drużyna WTK chciała za wszelką cenę zdobyć medal i w pierwszej połowie prowadziła wyraźnie. Wydawało się, że nic nie odbierze im zwycięstwa. Niestety w drugiej odsłonie wyższy bieg wrzuciło Rico. Gracze WTK opadli z sił a na boisku szalał Łukasz Tur. Zawodnik, który kilka lat później grał dla WTK, był nie do zatrzymania dla zmęczonych koszykarzy drużyny organizatorów. Rico wyszło na prowadzenie, którego nie oddało już do końca. Marzenia o medalu prysły jak bańka mydlana. Pierwszym mistrzem Turnieju WTK została zgodnie z przewidywaniami drużyna Kuźniki.

Sportowo nie udało się WTK osiągnąć postawionego celu, ale organizacja turnieju okazała się wielkim sukcesem. Imprezę uatrakcyjniły konkursy trójek (wygrany przez Arkadiusza Krawczyka) i wsadów (Piotr Jakl). Organizatorzy zebrali szereg pochwał. Trud włożony w przygotowanie turnieju nie poszedł na marne. Wszyscy uczestnicy byli w pełni usatysfakcjonowani. Im też brakowało tego typu imprez. Od razu pojawiły się pytania o kolejną edycję. Wiadomo już było, że na jednej się nie skończy.




Pierwsza edycja w skrócie

Miejsce rozgrywania zawodów: Osiedle Ołtaszyn
Liczba drużyn: 12
I miejsce: Kuźniki
II mijesce: Air Canada
III miejsce: Rico
MVP (nieoficjalnie): Kamil Chanas (Kuźniki)
Zwycięzca konkursu wsadów: Piotr Jakl
Zwycięzca konkursu trójek: Arkadiusz Krawczyk (Kuźniki)



Turniej Koszykówki Ulicznej WTK 2003

Pierwsza edycja imprezy nie przeszła bez echa w światku amatorskiej koszykówki we Wrocławiu. Co więcej, wyszła nawet poza jego granice. Do drugiej edycji turnieju rozgrywanego w 2003 roku zgłosiło się bardzo dużo drużyn i graczy z SuperWRONBA. Zaproszono też zespół z Dzierżoniowa, który sam zgłosił swój akces. Przed turniejem nikt nie wiedział co to za team i jaki poziom prezentuje. Jak się potem okazało był to zespół, który odegrał bardzo istotną rolę w historii turniejów WTK.

Organizacja turnieju wyglądała podobnie do tej sprzed roku. Dwa tygodnie jeżdżenia, załatwiania, zdobywania funduszy. Problem pojawił się, gdy obiecane pieniądze z Rady Osiedla nie trafiły ostatecznie do rąk organizatorów. Trzeba było szukać rozwiązania awaryjnego. Po raz kolejny pomocną dłoń wyciągnął kibic WTK Tomasz Łuszpiński, za pośrednictwem którego zdobyto środki z firmy Reakman.

Podobnie jak rok wcześniej turniej przeprowadzono podczas dwóch dni weekendowych. Na starcie rozgrywek stanęło 12 zespołów, w tym mistrzowie SuperWRONBA Limex i mocna ekipa Air Canada. Mecze fazy pucharowej były wyjątkowo zacięte i stały na bardzo wysokim poziomie. Drużyna WTK borykała się z problemami kadrowymi i ćwierćfinał był tym razem szczytem jej możliwości. O medale walczyli inni. Szczególnie zapamiętany zostanie moment, w którym Piotr Białorucki z drużyny Baskeciarze w ostatniej sekundzie meczu rzutem z połowy boiska dał zwycięstwo swojemu zespołowi nad ekipą Tako. Największe urozmaicenie imprezy stanowiła jednak wspomniana wcześniej drużyna Beware Squad z Dzierżoniowa. Zawodnicy tego zespołu nie stanowili może wielkiej siły na tle graczy z SuperWRONBA. Ich głównym celem nie było jednak wygranie turnieju. Pomysł na koszykówkę chłopaków z Dzierżoniowa to zabawa, efektowne zagrania, koszykarskie tricki, gra pełna polotu i fantazji. Swoim stylem zjednali sobie sympatię widzów i szacunek pozostałych drużyn. Głównie ich obecność skłoniła organizatorów do przeprowadzenia pokazowego meczu Freestyle, podczas którego gracze Beware pokazali pełnię swoich możliwości.

Nie mniej efektowny okazał się konkurs wsadów. W stawce rywalizującej o tytuł Mistrza Slum Dunk’ów pojawili się najlepsi dunkerzy w mieście. Najwyżej skakał i przelatywał nad ludźmi perła z Beware. Wsad z obrotem o 360 stopni wykonało kilku graczy w tym Kowal z Baskeciarzy. Dunk ala Michael Jordan wykonał Dominik Daroch z Kocuły, ale najbardziej kreatywny okazał się Mene z Kuźnik, który próbował wykonać wsad między innymi... arbuzem.

Obserwatorzy zgodnie uznali, że przedwczesny finał, zobaczyli już w półfinale. Los sprawił, że trafiły na siebie dwie super mocne ekipy: Limex i Air Canada. Ostatecznie lepsi okazali się Ci drudzy, którzy w finale pokonali Aniołki Tyczyńskiego. Prowadzeni przez Roberta Chałupę mistrzowie z Limexu musieli zadowolić się brązowym medalem.

Po raz kolejny turniej okazał się pełnym sukcesem. Pogoda dopisała. Poziom sportowy był dużo wyższy niż rok wcześniej. Organizacyjnie też nie było się do czego przyczepić. Po imprezie czekała na organizatorów jeszcze mała niespodzianka. Na turnieju kręcił się pewien chłopak z kamerą i filmował zagrania zawodników. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że jest to profesjonalny montażysta, który po zakończonej imprezie stworzył wspaniałą pamiątkę z turnieju WTK. W ten sposób powstał film WTK 2k3 autorstwa Rafała Szermanowicza (part I, part II). Zmontowany Mix Tape nie odbiega niczym od znanych na całym świecie produkcji And 1. Film szybko zdobył sławę i został zamieszczony na wielu portalach streetball’owych w całej Polsce. Po turnieju powstał też foder reklamowy, który miał zachęcać sponsorów do współpracy przy organizacji kolejnych edycji.

Druga edycja w skrócie

Miejsce rozgrywania zawodów: Osiedle Ołtaszyn
Liczba drużyn: 12
I miejsce: Air Canada
II miejsce: Aniołki Tyczyńskiego
III mijesce: Limex
MVP (nieoficjalnie): Maciej Zaremba (Air Canada)
Zwycięzca konkursu wsadów: Maciej Krzykowski (BOK)
Zwycięzca konkursu trójek: Sebastian Kędziora



Turniej Koszykówki Ulicznej WTK 2004

Pomimo coraz większych ograniczeń czasowych, założyciele WTK nie mogli nawet pomyśleć o tym, że turniej mógłby się nie odbyć. Presja środowiska była już zbyt duża. Amatorscy koszykarze pokochali turniej WTK i już na wiosnę 2004 roku dopytywali kolejną edycję. Organizatorom nie pozostało nic innego, jak stworzenie kolejnego jeszcze lepszego turnieju. Był pomysł, aby nieformalne stowarzyszenie wreszcie zarejestrować w Urzędzie Miejskim. Nie udało się. Trzeba była zatem znowu działać na własną rękę. Paz kolejny czterech muszkieterów na 3 tygodnie przed turniejem stanęło do walki z czasem i ze skąpymi sponsorami. To co się udało wygrać to: puchary i medale od Urzędu Miejskiego, strój od producenta odzieży Masta, oraz pieniądze od panów: Kocuły, Sztaby oraz sponsora drużyny firmy Reakman.

Informacja i imprezie znalazła się w Gazecie Wyborczej. Po raz pierwszy selekcja była częściowo przeprowadzona drogą internetową. Chętnych do udziału było tak dużo, że organizatorzy postanowili poszerzyć listę zgłoszonych drużyn do 16. Pomysł okazał się tylko częściowym sukcesem. Dzięki tej zmianie więcej zawodników mogło zagrać w turnieju i przyciągnęło to w ogóle więcej ludzi na boisko, jednak seria walkowerów drugiego dnia pozostawiła niesmak. Zespoły, które po pierwszym dniu nie miały już szans na awans, najzwyczajniej w świecie odpuściły dzień następny. Drugiego dnia zjawiły się w komplecie już tylko te drużyny, które o coś walczyły i te na szczęście nie zawiodły.

Można z pewnością stwierdzić, że poziom sportowy turnieju po raz kolejny się podniósł. W ćwierćfinałach spotkały się same dobre drużyny. Grassmeni imponowali szybką i efektowną grą w grupie, ale w ćwierćfinale zabrakło im atutów by pokonać Limex. Blues był blisko sprawienia niespodzianki, lecz ostatecznie uległ Germazowi trzema punktami. Broniący tytułu mistrza zespól Air Canada nie miał już tak mocnego składu jak w rok wcześniej i nie sprostał Baskeciarzom. W ćwierćfinale pożegnał się z turniejem również zespół WTK. W półfinałach zagrali Faularze z Limexem i Germaz z Baskeciarzami. Faularze długo prowadzili i byli blisko pokonania faworyzowanych przeciwników, ale ostatecznie doświadczenie zespołu prowadzonego przez Chałupę wzięło górę i to oni awansowali do finału. W nim spotkali się z Baskeciarzami, którzy nie bez trudu pokonali drużynę Germaz 31-23. Ci drudzy musieli zaraz po półfinałowej porażce, podnieść się i grać mecz o 3 miejsce. Wypoczęci Faularze nie dali im jednak szans i nawet 3 „trójki” pod rząd Rycerza nie uratowały Germazu. Finał zapowiadał się emocjonująco. Z jednej strony Limex - wielokrotni mistrzowie WRONBA, z drugiej zaś młodzi i szybcy Baskeciarze wzmocnieni Mrówkiem, Chudeuszem i Danielewiczem. Niespodziewanie to oni szybko przejęli kontrolę nad finałem. Dobra obrona i szybkie kontry kompletnie rozbiły Limex. Świetny mecz rozegrał Wojtek Danielewicz, który raz po raz indywidualnymi akcjami punktował dla swojego zespołu. Baskeciarze ostatecznie wygrali w finale 39-23 i to oni zostali Mistrzami Turnieju WTK 2004.

Tradycyjnie nie zawiodły konkursy. Zwycięzcą „Trójek” okazał się wojszycki specjalista od... wsadów Dominik Nahrebecki. Na zwycięzcę konkursu freestyle typowany był Perła z Dzierżoniowa, ale tym razem pojawił się ktoś lepszy. Był to łysy z człowiek z Air Canada a nazywał się Łukasz Wabnik. Swoimi efektownymi zagraniami przyćmił nawet graczy z Dzierżoniowa i zasłużenie otrzymał tytuł króla freestyle’a. Konkursowi przyglądał się popularny gracz Śląska Wrocław Ryan Randle bardziej znany po pseudonimie „Rondel”. Konkurs wsadów okazał się być może najlepszy w historii turniejów WTK. Wystąpiło w nim wielu świetnych dunkerów. Michał Bodys przeskoczył wyprostowanego Perłę, nowy gracz WTK Michał Dul trzy rowery i dwóch kucających między nimi koszykarzy, a Perła aż pięciu kucających ludzi. Ostatecznie wygrał jednak Dominik Daroch, który rok wcześniej przegrał w finale. Szansę na zwycięstwo miał Dul, który w ostatnim skoku próbował przelecieć nad czterema rowerami i trzema ludźmi, ale sztuka ta mu się jednak nie udała.


Rafał Szermanowicz nie mógł tym razem poświęcić czasu na stworzenie kolejnego Mix Tape’a. Sprawy wziął w swoje ręce Michał Góralski. Pozbierał materiał filmowy, nauczył się programu do montażu i stworzył naprawdę dobry klip o tytule WTK 2k4. Nie odbiegał on wiele od dzieła przygotowanego rok wcześniej przez profesjonalistę i dzięki temu powstała kolejna pamiątka po turniejach WTK. Ponadto, dzięki pomocy Marcina Musielaka. relacja z turnieju znalazła się w ogólnopolskim czasopiśmie "Basket".



Trzecia edycja w skrócie

Miejsce rozgrywania zawodów: Osiedle Ołtaszyn
Liczba drużyn: 16
I miejsce: Baskeciarze
II miejsce: Limex
III mijesce: Faularze
MVP (nieoficjalnie): Wojciech Danielewicz (Baskeciarze)
Zwycięzca konkursu wsadów: Dominik Daroch (Kocuła Team)
Zwycięzca konkursu freestyle: Łukasz Wabnik (Air Canada)
Zwycięzca konkursu trójek: Dominik Nahrebecki



Turniej Koszykówki Ulicznej WTK 2005

Przez trzy kolejne edycje turniej się ciągle rozwijał. Poziom sportowy z roku na rok się podnosił. Organizacja też przebiegała coraz sprawniej. Organizatorzy mieli plany wyjścia z imprezą jeszcze szerzej niż do tej pory. Był pomysł zorganizowania cyklu turniejów w mieście z finałem na Ołtaszynie. Warunkiem sukcesu była dotacja z Urzędu Miejskiego Wrocławia i sprzyjające warunki pogodowe. Do tej pory pogoda rozpieszczała uczestników turniejów WTK. Przez trzy lata na boisko nie spadła ani kropla deszczu. Przeciwnie, zawodnicy, sędziowie i kibice musieli się zwykle zmagać z 30-sto stopniowym upałem. Nikt tak naprawdę nie wiedział co się stanie, jeżeli kiedyś spadnie deszcz.

W 2005 roku organizatorzy wcześniej niż zwykle zdecydowali się na rozpoczęcie działań. Występując jako Klub Sportowy Suchy Dwór, złożyli wniosek do UM Wrocławia o ogłoszenie konkursu na organizację turnieju. Zwycięzca miał dostać pokaźną dotację, która gwarantowałaby środki na pokrycie wszystkich kosztów. Konkurs miał być tylko formalnością. Ogłoszono go, jednak ku zdziwieniu założycieli WTK całą pulę przyznano Dolnośląskiemu Związkowi Koszykówki na organizację streetball’a pod TESCO. Organizatorzy WTK po raz kolejny zostali z pustymi rękami. Organizacja turnieju stanęła pod znakiem zapytania. Wizja rozczarowanych brakiem imprezy zawodników skłoniła czterech przyjaciół z WTK do stawieniu czoła wyzwaniu jeszcze raz. I tym razem trzeba było prosić różne osoby o wsparcie idei. Udało się. Organizatorzy uzbierali najwięcej w historii. Duża w tym pomoc Pana Mirosława Kocuły, pasjonata koszykówki, który mimo ograniczonych możliwości, znacznie wspomógł budżet. Znalazły się pieniądze na wszystko: koszulki, sędziów, nagrody. Imprezę można było rozpocząć.

Organizatorzy nie sądzili jednak, że najgorsze dopiero przed nimi. Turniej był zaplanowany na drugi tydzień lipca, który powinien być ciepły i słoneczny. Niestety cały tydzień przed planowaną imprezą lał deszcz. Wszystko na turniej było już gotowe, ale nie wiadomo było, co będzie z pogodą. Nadszedł pierwszy dzień zawodów - sobota. Od rana padał deszcz, bez perspektyw na zmianę. Organizatorzy działali dynamicznie i sprawnie. Postanowiono rozgrywki zmodyfikować i rozegrać wszystkie mecze drugiego dnia. Prognozy były niezłe. Niedziela zaczęła się dobrze. Od szóstej rano założyciele WTK zamiatali z boiska kałuże. Udało się zdążyć przed rozpoczęciem zawodów. Niebo się rozchmurzyło i turniej ruszył pełną parą. Składy zespołów były ponownie bardzo silne. Był Limex, Baskeciarze a także zespół F.R.O.G, w składzie którego występował skrzydłowy Śląska Wrocław Przemysław Hajnsz. Wydawało się, że jednodniowy Turniej WTK może się okazać jednym z najlepszych. Niestety wszystko skończyło się bardzo nagle. W jednym momencie na horyzoncie pojawiła się wielka chmura i po chwili na boisku zapanowała powódź. Turniej został przerwany. Bez szans na kontynuację tego samego dnia. Organizatorzy znaleźli się w sytuacji beznadziejnej. Nie można było rozegrać turnieju w następny weekend, gdyż część graczy, w tym kilku organizatorów, wyjeżdżała z miasta. Postanowiono turniej dokończyć dwa miesiące później - we wrześniu.

WTK 2k5 Reaktywacja, jak nazwano wznowioną imprezę, nie okazała się wielkim sukcesem. W składach drużyn zabrakło wielu gwiazd, które grały w lipcu. Rozgrywki pozostawiły po sobie duży niedosyt. Dwie drużyny nie stawiły się zupełnie. Dwa mecze zakończyły się walkowerami. Skład mało której drużyny wyglądał tak jak w lipcu. W drużynie F.R.O.G nie pojawił się nikt z tych, którzy grali w lipcu. Po raz pierwszy poziom sportowy turnieju był niższy niż rok wcześniej.

Tytuł Mistrzów Turnieju WTK obronili Baskeciarze. Mimo, iż skład mieli niesamowicie mocny, z MVP WRONBA Grzegorzem Kaczmarkiem na czele, musieli się sporo napracować by wywalczyć ponownie złote medale i puchar. W finale opór stawili im Faularze. Sprawa tytułu rozstrzygnęła się dopiero w ostatniej minucie finału . Brawa należały się również wicemistrzom Faularzom. Najpierw w dramatycznych okolicznościach pokonali po dogrywce drużynę Ricola i potem o mały włos nie utarli nosa Baskeciarzom. Nieźle też wypadła drużyna Ricola, na którą nikt wcześniej za bardzo nie stawiał. Mało brakowało a znaleźliby się w finale. Jeszcze na 5 sekund do końca półfinału prowadzili z Faularzami trzema punktami, ale w tym momencie za 3 trafił Michał Chudy i doprowadził do dogrywki, którą Faularze wygrali sześcioma punktami. Drużyna WTK tradycyjnie trzeci już rok z rzędu zawiodła, odpadając w ćwierćfinale. Brakowało zgrania, ducha walki i skuteczności. I tym razem nie udało się wywalczyć medalu, o którym tak bardzo marzono. Po raz kolejny okazało się, że trud włożony w organizację znacząco wpływa na obniżkę formy sportowej.

Z konkursów tym razem najlepiej wypadły „trójki”. Przyjęta formuła rzucania na czas przyjęła się w 100%. Wygrał Szred ze Speedballingu. Pozostałe konkursy wyjątkowo się nie udały. Mecz freestyl’owy był chyba najmniej efektowny z dotychczas rozegranych. MVP po raz drugi z rzędu został wybrany Łukasz Wabnik. Różnica jest jednak taka, że rok wcześniej oczarował wszystkich i wygrał w wielkim stylu, a tym razem nie bardzo musiał się nawet wysilać, gdyż nikt inny niczym wyjątkowym nie zabłysnął. O ile o konkursie freestyle można powiedzieć, że był taki sobie, to konkurs wsadów okazał się kompletnym niewypałem. W pewnym momencie wydawało się, że w ogóle się nie odbędzie, gdyż chętny do udziału był tylko jeden zawodnik. Ostatecznie zgłosiło się 4 kandydatów, ale poziom był ,w porównaniu z poprzednimi latami, wyjątkowo niski. Wygrał Zio, w finale pokonując Bodysa, który już trzeci raz startował w finale, jednak nigdy nie udało mu się wygrać całego konkursu.

Po turnieju pozostał spory niedosyt. Miał być przełom, a wyszło duże rozczarowanie. Po raz pierwszy organizatorzy nie czuli satysfakcji z faktu przeprowadzenia imprezy. Pojawiło się za to uczucie zmęczenia. Każdy z czterech założycieli miał już coraz więcej obowiązków w życiu prywatnym i służbowym, a organizacja turnieju wiązała się z niemałym wysiłkiem. Deszcz, który popsuł WTK 2k5 tylko pomógł w podjęciu decyzji o zawieszeniu organizacji turniejów na jakiś czas. Ogłoszono, że w 2006 roku imprezy nie będzie.


Czwarta edycja w skrócie

Miejsce rozgrywania zawodów: Osiedle Ołtaszyn
Liczba drużyn: 12
I miejsce: Baskeciarze
II miejsce: Faularze
III miejsce: F.R.O.G.
MVP (nieoficjalnie): Wojciech Danielewicz (Baskeciarze)
Zwycięzca konkursu wsadów: Maciej Bednarek (Speedballing)
Zwycięzca konkursu freestyle: Łukasz Wabnik (Baskeciarze)
Zwycięzca konkursu trójek: Paweł Szwonder (Speedballing)



Turniej Koszykówki Ulicznej WTK 2007

Zgodnie z zapowiedziami w 2006 roku turniej się nie odbył. Założyciele WTK mieli spokojne lato w rozumieniu takim, że nie musieli się martwić organizacją. Porzucenie turnieju okazało się jednak trudniejsze, niż im się wcześniej wydawało. Spotykali się na boisku od czasu do czasu, ale czegoś brakowało. Powróciły wspomnienia o atmosferze sprzed lat, o rywalizacji, o muzyce, o zabawie, o niezapomnianym klimacie. Na chwilę w niepamięć odeszło rozczarowanie po WTK 2k5. Założyciele WTK postanowili po raz kolejny zorganizować turniej.

Kolektywnie uznano, że koncepcja organizacji turniejów na Ołtaszynie już się wyczerpała. Postanowiono poszukać nowej lokalizacji. Padło na boisko przy ul. Orzechowej na osiedlu Gaj. Wyremontowany obiekt z powierzchnią tartanową idealnie nadawał się do organizacji tego typu imprez. Nie odpuszczono też pieniędzy z Urzędu Miejskiego. Przez przypadek udało się nawiązać kontakt z Michałem Janickim, dyrektorem Departamentu Spraw Społecznych, odpowiedzialnym m.in. za przyznawanie dotacji. Organizatorzy zwrócili się też z propozycją współpracy do Piotra Peltza, prezesa ligi WRONBA. Nie tylko udostępnił on swój podmiot gospodarczy dla procedur urzędowych, ale również zaoferował system oprawy meczowej stosowany we WRONBA. Miały być rejestracje zawodników i statystyki, dzięki czemu turniej nabrałby nowego wymiaru organizacyjnego.

Zgodnie z obietnicą dyrektora Janickiego, nikt tym razem nie zabrał już organizatorom dotacji. Dzięki pieniądzom z miasta można było zadbać o sędziów, nagrody, toi-toi’e, ochronę itd. Osiedle gaj to olbrzymie blokowisko, spodziewano się zatem sporej ilości widzów. Najważniejsze jednak, że organizatorzy nie musieli wreszcie nikogo prosić o darowizny. W tej kwestii wyglądało to wreszcie tak jak wyglądać powinno.

Turniej postanowiono zorganizować we wrześniu, gdy większość koszykarzy jest już po wakacjach. Nauczona doświadczeniami z lat poprzednich ekipa WTK nie chciała tym razem zgłaszać swojej drużyny. Organizatorzy mieli się skupić tylko i wyłącznie na przygotowaniu i prowadzeniu turnieju. Po raz pierwszy pojawił się jednak problem ze zgłoszeniami drużyn. Niektórzy wycofali się w ostatniej chwili i trzeba było szukać zespołów na "gwałtu rety". Fakt ten sprawił, że WTK zostało jednak zmuszone do wystawienia swojej reprezentacji.

Nie wszyscy z czwórki organizatorów mogli w pełnym wymiarze skoncentrować się na przygotowaniach imprezy tak jak w latach poprzednich. Nieoceniona okazała się pomoc Łukasza Gurdziela, który stał się de facto piątym organizatorem. Pomógł m.in. wyprodukować koszulki, których krój i jakość była zdecydowanie najlepsza z dotychczasowych. Materiał był tak dobry gatunkowo, że większość koszykarzy gra w tych koszulkach do dziś (2010r.). Penny, bo tak brzmi ksywka Łukasza, załatwił też nagrody od sklepów META i Megabazar.pl, dzięki czemu turniej był jeszcze bardziej atrakcyjny. Zaprojektował on również plakat imprezy pod hasłem: "Wielki Powrót".

Rozgrywki rozpoczęto zgodnie z planem. Problemem był fakt, że i tym razem pogoda nie rozpieściła organizatorów i uczestników. Deszcz co prawda nie padał, ale było zimno. Nie zjawiło się zatem na imprezie tyle osób co się spodziewano. Brakowało przechodniów, a zawodnicy po rozegranym meczu szybko chowali się w jakiś ciepłych miejscach. Dwie drużyny zaproszone na ostatnią chwilę w ogóle na turniej nie dotarły. Na starcie stanęło zatem 10 zespołów. Poziom sportowy był wysoki, ale odbiegał nieco od najlepszych lat 2003 i 2004. Faworytami byli broniący tytułu Baskeciarze oraz ekipa Calvados z graczami Limexu i Hesu w składzie. Po pierwszym dniu ciężko jednak było wytypować murowanego kandydata do złotego medalu. Drużyna WTK zgodnie z przewidywaniami nic nie zdziałała. Po dwóch słabych meczach nie zdołała wyjść z grupy. Był to najgorszy występ WTK na organizowanych przez siebie turniejach.

Prawdziwe emocje zaczęły się drugiego dnia. Ekipy, które awansowały do ćwierćfinałów, prezentowały zbliżony poziom, stąd zacięte mecze. Sensacją było zwycięstwo Kleten Clanu nad Baskeciarzami. Niespodziewanie odpadł też Calvados, który nie sprostał ekipie 4ball. Przed półfinałami przeprowadzono konkurs Freestyle, który w porównaniu z poprzednimi edycjami wypadł mizernie. Brak chętnych spowodował, że zmieniono formułę przeprowadzania konkursu. Zamiast pokazowego meczu, każdy z zawodników miał 30 sekund na pokazanie, co potrafi zrobić z piłką. Wygrał po raz trzeci z rzędu Łukasz Wabnik, który zgromadził więcej braw niż reprezentant Kleten Clanu Krzysztof Otwinowski.

Pierwszy półfinał zakończył się gładkim zwycięstwem Faularzy nad Kleten Clanem. To co najlepsze nastąpiło w drugim półfinale. Był to być może najlepszy mecz w historii turniejów WTK. Było w nim wszystko, czego można oczekiwać od walczących drużyn koszykarskich – piękne akcje, zwroty sytuacji i dramatyczna końcówka, która marznących do tej pory widzów, rozgrzała do czerwoności. Niemal całą pierwszą połowę prowadził zespół Kocuła TEAM. W drugiej odsłonie inicjatywę zaczęli przejmować gracze 4Balla, którzy objęli w pewnym momencie siedmiopunktowe prowadzenie. Gdy, wydawało się, że losy meczu są przesądzone nadszedł czas na zryw Kocuły. Gracze tej drużyny rzucili 10 punktów z rzędu i na 30 sekund do końca prowadzili trzema punktami. W tym momencie stała się rzecz niesłychana. Najpierw niesamowity rzut za trzy punkty przy wiejącym wietrze trafił Piotr Chudzyński, czym doprowadził do remisu. Zostało jednak jeszcze 20 sekund i piłka była w rękach graczy Kocuły. Fatalny błąd popełnił jednak Wabnik, który podał piłkę na aut. Zawodnicy 4Ball szybko wznowili grę i rozgrywający bardzo dobry mecz Adam Omelan trafił kolejny rzut z zachwianej pozycji równo z ostatnim gwizdkiem sędziego i tym samym zapewnił swojej drużynie awans do finału. Mecz ten śmiało można określić przedwczesnym finałem.

Kibice nie zdążyli jeszcze ochłonąć po tym niesamowitym widowisku, a już czekał na nich konkurs wsadów. W między czasie na terenie turnieju pojawił się samochód Redbulla, z którego dwie urocze dziewczyny rozdawały napoje energetyzujące graczom i kibicom. Do tego po raz pierwszy nad dwudniową imprezą zaświeciło słońce. Zapowiadało się na piękne zakończenie turnieju.

Do konkursu wsadów zgłosiło się mniej niż zwykle, bo tylko 3 zawodników. Spowodowane to było zapewne faktem, że kosze były zdecydowanie wyższe niż w latach poprzednich na Ołtaszynie i trzeba było mieć naprawdę nieprzeciętny wyskok, żeby zrobić jakiś elektryzujący wsad. W finale spotkał się obrońca tytułu Zio z Michałem Dulem. Wszyscy wstrzymali oddech, gdy w finałowej rozgrywce Zio postanowił przeskoczyć nad… samochodem Redbulla!!! Gdy ta sztuka mu się udała wydawało się, że nic nie odbierze mu już tytułu króla wsadów. W tym momencie stał się niemal cud. Powracający po ciężkiej kontuzji Dul, który widać było, że stracił przez nią kilka centymetrów wyskoku i nie lata już tak jak dawniej, dokonał rzeczy niemalże niemożliwej. Kazał odstawić auto Redbulla po czym wziął rozbieg i wykonał taki wsad, że nie pozostawił sędziom innego wyboru, niż przyznanie mu za niego maksymalnej liczby punktów. Były gracz dokonał zatem tego, co nie udało mu się 3 lata wcześniej – zdobył tytuł mistrza wsadów turnieju WTK.

Gdy wydawało się, że turniej uda się szczęśliwie doprowadzić do końca, stało się chyba najgorsze z możliwych. Tuż przed rozpoczęciem meczu finałowego, zaczął rzewnie padać deszcz. Nie było szans, aby przestał. Turniej nie wyłonił mistrza. Zdecydowano się na rozwiązanie ostateczne. O przyznaniu pucharu zadecydowały rzucane w strugach deszczu osobiste. To jak konkurs karnych w finale mistrzostw świata - nigdy nie odzwierciedli, kto naprawdę jest lepszy. Wygrał 4Ball. Z 12 rzucanych osobistych zawodnicy tej drużyny trafili trzy. Faularze jeden. Relacja z turnieju znalazła się m.in. na serwisie osiedla Gaj.

W ten sposób zakończyła się piąta pożegnalna edycja turnieju WTK. Na przełomie sześciu lat rozegrano wiele wspaniałych spotkań, wykonano mnóstwo pięknych akcji i przeżywano niezapomniane emocje. Dla organizatorów była to początkowo zabawa, która z czasem przerodziła się w nie lada wyzwanie. Dziś nikt nie ma już czasu na organizowanie kolejnych edycji, ale to co udało się osiągnąć przez te wszystkie lata pozostanie z pamięci czwórki przyjaciół do końca życia.

Piąta edycja w skrócie

Miejsce rozgrywania zawodów: Osiedle Gaj
Liczba drużyn: 12
I miejsce: 4all
II miejsce: Faularze
III miejsce: Kocuła Team
MVP: Mateusz Płatek (Faularze)
Zwycięzca konkursu wsadów: Michał Dul (4Ball)
Zwycięzca konkursu freestyle: Łukasz Wabnik (Kocuła Team)
Zwycięzca konkursu trójek: Mateusz Płatek (Faularze)